piątek, 5 grudnia 2014

nieDOZWOLONE "zwierzaki"







Zawsze chciałam mieć małpkę. Taką prawdziwą, nie psa ani kota ani też chomika. Małpkę. Okazuje się, że gdybym urodziła się w Ekwadorze, byłoby to możliwe. Obecnie zwierzęta egzotyczne jako domowe są już zabronione, bo zwierzaki "wariowały" w zamkniętym pomieszczeniu a ludzie wyrzucali je na ulicę. Ale jeszcze parę lat temu na bazarku przed sklepem można było kupić małpkę, papugę, kajmana…





-   Kto by chciał mieć kajmana w domu??! – pytam znajomego.

- Mój dziadek miał kajmana. – odpowiada mi Mario zupełnie normalnie, tak jakby opowiadał mi, że ktoś miał w domu rybki.

Okazuje się, że dziadek Mario wyszedł do sklepu po zakupy spożywcze i wrócił z kajmanem. Miła Pani sprzedawała kajmanka za grosze, więc dziadek kupił. Krokodylek mieszkał w jeziorku obok domu, jadł dziadkowi z ręki, a jak dziadek zmarł, przestał jeść i po kilku dniach zdechł z tęsknoty …






W dżungli dzieci mają małpki na co dzień. Są dzikie i czasem mało przyjazne, ale urocze. Na głównym placu miasteczka bawią się z psami, kradną przechodniom  napoje, zabierają piłkę dzieciom. Niełatwo takiej małpce odebrać naszą własność, więc trzeba bardzo uważać na te małe złodziejaszki. 




ta małpka ukradła dziecku Sprita, otworzyła, wypiła i wyrzuciła butelkę

Oprócz małp, są też anakondy, boa i inne węże. Płacimy miejscowemu dolara i możemy mieć "przerażające" zdjęcie z boa. A później wąż ląduje w plecaku jednego z indiańskich dzieci, które odchodzi w nieznane z nowym pakunkiem. Nikt by się nie spodziewał, że zamiast książek niesie na plecach niebezpieczne zwierzę.




- W dżungli trzeba umieć współżyć ze zwierzętami. – mówi Leo biorąc Tarantulę z drzewa na rękę  i nie zwracając uwagi na moją przerażoną minę.

- Nigdy Cię nie ukąsiła?

- Raz. Jak byłem dzieckiem. Ale to dlatego, że zakładając buty nie sprawdziłem, czy nie ma w nich nic w środku. Prawie umarłem, ale to nie była jej wina. Przecież przygniotłem ją stopą, broniła się!






Leo przeżył, bo każda rodzina indiańska ma w domu „apteczkę”. W apteczce nie ma ani jednego „lekarstwa”, same zioła. Na ukąszenie pająków, ból głowy, żołądka, nadciśnienie, cukrzycę, zioła antykoncepcyjne, antyseptyczne, przeciwbakteryjne, nawet trucizny.

- Masz jakąś ranę? – pyta Indianin podchodząc do jednego z drzew w swoim „sadzie”.

Miałam, od 2 tygodni nie goiła mi się rana na stopie. Używałam wszystkich maści możliwych, bez skutku. Indianin wziął na palec trochę czerwonej żywicy z drzewa i posmarował mi nią ranę. Następnego dnia była tylko blizna..

Nie wiem na ile legalne są indiańskie „lekarstwa”, ale bez wątpienia są bardzo skuteczne. Przepisy zazwyczaj niewiele tu znaczą, zwłaszcza w małych miejscowościach, więc może kiedyś jednak będę miała moją małpkę Chiquitę ;)




1 komentarz: