wtorek, 1 września 2015

Spokój, wieczny spokój...


rok temu z Olcią na Cotopaxi, mój pierwszy raz na ponad 4000 m

 
„Twój spokój mnie przeraża” – komentarz siostry na moją odpowiedź na pytanie czy się nie boję wybuchu wulkanu. „Tylko sobie dymi” – powiedziałam. Bo taka prawda. A poza tym, skoro spokojni są Ekwadorczycy mieszkający w dolinach bezpośrednio zagrożonymi powodzią po erupcji, to czego mam się bać ja. Quito ewentualnie pokryje warstwa pyłu, nic więcej...


Cotopaxi obecnie




„Tylko?” – wciąż panikuje siostra. Dogadałaby się z moją sąsiadką Argentynką, której naopowiadano że skały z poprzedniego wybuchu Cotopaxi dotarły do Wysp Galapagos i myśli że będzie Armageddon a na Quito spadną ogniste kule magmy. Nic w tym stylu. Co prawda nie ma wielu rejestrów z poprzedniej erupcji (która była 140 lat temu więc co tu się dziwić), ale same prawa fizyki wskazują na to, że Quito, położone na 2800 m.n.p.m., nie ucierpi. Gorzej z podmiejskimi osiedlami, wyliczono że woda w rzekach podniesie się o 9 m (szczyt Cotopaxi jest pokryty lodowcem, a więc w momencie wybuchu roztopiony śnieg spłynie korytami rzek i w 20 min dotrze do położonych w dolinach kilku dzielnic Quito). To oznacza tylko jedno : powódź.


taki perfekcyjny stożek miał rok temu


teraz z dziurą po wzmożonej aktywności




Ale przecież Ekwador to kraj wulkanów i jest dobrze „przygotowany” na tę ewentualność (zamówiono już nowoczesny system alarmowy za granicą!). Nie wiadomo kiedy zostanie zainstalowany, ale zapewne Cotopaxi poczeka ;) Nawet tydzien po pierwszym wybuchu zaczęto organizować ćwiczenia alarmowe na wypadek ewakuacji (w konsekwencji do kościoła do którego miało się udać 180 osób według planów ewakuacji, przybyło 2000...no ale przecież jak trwoga to do Boga, co tu się dziwić). Po nieudanych próbach stwierdzono, że ludzie nie są za dobrze przygotowani, więc za tydzień będą kolejne ćwiczenia. A Cotopaxi jak dymił, tak dymi dalej... i najprawdopodbniej czeka aż wszyscy będą wiedzieli gdzie mają iść jak wybuchnie ;)

Ekwadorczycy mówią że to dobrze, bo jak dymi to nie kumuluje całej energii, która by sprowokowała wybuch ze zdwojoną siłą. Ale właśnie przeczytałam na którejś stronie o wulkanach coś takiego:

„Około 90 km pod powierzchnią temperatura sięga 1000-1300 stopni Celsjusza. Skały wulkaniczne topnieją zwiększając swoją objętość, co powoduje powstanie dużej ilości gazów i wysokiego ciśnienia. To z kolei prowadzi do utworzenia komory wulkanicznej. Jak tylko komora staje się pełna, wulkan wybucha. W ten sposób Ziemia pozbywa się wewnętrznego ciśnienia nie powodując pękania powierzchni w innych obszarach.”

Więc nie wiem jak to do końca z tym dymieniem jest...



widok z pobliskiej wsi




Już trochę popiołu w oczach mialam. Akurat w dzień dwóch małych wybuchów pył dotarł do Quito. W powietrzu czuć było siarkę i milimetrowe kawałeczki spopielonej magmy (niezbyt dobry dzień zapomnieć okulary przed wyjściem na rower). Nieprzyjemne uczucie. Ale w końcu mam maseczkę na kolejną ewentualność (zakupiona w północnej części kraju przez koleżankę podróżniczkę, bo w Quito się wyprzedały i czekają na zamówienie z zagranicy ;) ). Wiem też, że jak będzie dużo pyłu w powietrzu to mam się zatrzasnąć w domu, zakleić okna i czekać... Podobno powinnam mieć radio na baterie i świece bo może nie być prądu, zgromadzić wodę pitną na 3 dni i konserwy. To może być ciekawe przeżycie, chociaż wolałabym na przygotowaniach zaprzestać. Głównie ze względu na tych biednych ludzi w dolinach...


widok z Quito (ta czarna chmura to pył)


A co robią władze? Wprowadzają stan wyjątkowy w którym Prezydent ma prawie nieograniczoną władzę i może wykorzystać wojsko w każdym celu (wulkan sprzyja naszemu „mashi”, jak to nazywają prezydenta w języku kichwa Ekwadorczycy, bo wybuchł w samym środku protestów przeciwko niemu a władza, ktorą teraz ma, pomaga mu w tłumieniu demonstracji). Niektórzy mówią że specjalnie podłożył detonator pod wulkan w tym celu. Także jak widzicie, nawet sobie ludzie żartują z wybuchów.

Ekwadorczycy są po prostu przyzwyczajeni. W tym równikowym kraju jest najwięcej wulkanów na km2 na świecie. Dwa z nich są aktywne, plują lawą i sypią popiołem od paru dobrych lat. O jednym już trochę pisałam: Reventador, położony 90 km od Quito, którym tak bardzo się zachwycałyśmy z Olą i Pavlą parę miesięcy temu obserwując czerwoną lawę przy ognisku i czując jak drży ziemia przy każdej erupcji.Właściciel hoteliku nieopodal wulkanu opowiadał nam jak co kilka lat muszą odbudować spalone spływającą korytami rzek lawą mosty. Odbudują i dalej wsópłżyją z aktywnym wulkanem. Jest on już po prostu częścią ich życia. W 2002 popiół z erupcji Reventador dotarł nawet do Quito. Nic nowego więc, jeżeli Cotopaxi też zrobi Quiteños takiego psikusa ;)




Reventados plujący pyłem (i lawą)
 


Drugi aktywny wulkan to Tungurahua, kochanka Cotopaxi (legendy o wulkanach są genialne!) która nastraszyła trochę mieszkańców miasteczka położonego u jej stóp w 1999 roku. Jakiś tydzień temu też się obudziła, niby nic związanego z aktywnością Cotopaxi, ale zapewne w wierzeniach ludu kochankowie przechodzą kryzys. W każdym razie, groźba wybuchu pod koniec XX wieku zmusiła władze do ewakuacji miasta na rok. Później wszyscy wrócili i teraz prowadzają głodnych wrażeń turystów pod wulkan żeby zobaczyli wyciekającą z wierzchołka lawę. Przecież to największa atrakcja! A mama Tungurahua swoim dzieciom krzywdy nie zrobi.


zdjęcie z Internetu, chociaż takie atrakcje w Bańos oferuje każdy przewodnik


No więc uaktywnił się majestatyczny Taita Cotopaxi i straszy wszystkich obcokrajowców. W Polsce wypisują że to największy i najniebezpieczniejszy wulkan na świecie. Wszyscy znajomi, którzy akurat usłyszeli o tym w wiadomościach piszą do mnie czy jeszcze żyję. W sumie nie ma co tu się dziwić, my znamy wulkany z przerażających historii i pouczających bajek. No i z wybuchu na Islandii, który sparaliżował całą Europę. Ale nie bójcie się, ja wierzę że Taita uchroni swoich ludzi i nawet jak wybuchnie to tylko minimalnie, żeby przypomnieć że istnieje. A kiedy? Może jutro, może za pół roku, a może za 3 lata... Większość ludzi wierzy w Pacha Mama (Matka Ziemia) i twierdzi, że Cotopaxi tylko chce nam przypomnieć, że należy ją szanować. Trzeba się nauczyć więc póki co tego ekwadorskiego spokoju, życie jest o wiele łatwiejsze.


pełny relaks pod Chimborazo (mąż Cotopaxi ;) )