czwartek, 15 stycznia 2015

W drodze..



Chimborazo - najwyższy szczyt Ekwadoru 6268 m.n.p.m.



1890 km Vitarą 4x4, piękne widoki, różnorodne krajobrazy, mnóstwo przygód po drodze.. Od podróży w chmurach z baaardzo ograniczoną widocznością (właściwie to nic nie było widać), poprzez ślizganie się po błocie nad przepaścią, aż do spokojnej prostej drogi nad oceanem w piękny słoneczny dzień. Różnica wysokości: od 0 do 4800 m.n.p.m.; temperatury: od 4 do 34 stopni. 






Zakwaterowanie: od hostelu nad morzem z wentylatorem wątpliwej struktury i „piszczącym” całą noc kranem; przez mieszkanie couchsurfera z wielkimi oknami i widokiem na 3 wulkany wokół: Chimborazo, Tungurague i Altar; do willi znajomych bogaczy ekwadorskich z „służącą”, kosmetykami dla gości i klimatyzacją (niejeden 5gwiazdkowy hotel blado by wypadł przy tym luksusie).






 Jedzenie: od śniadania z widokiem na wulkan, przez górskie przysmaki mięsne, jak „cascarita” ze świeżo upieczonej świni zapraszającej  z ulicy do „baru/ stodoły” na przekąskę, po przepyszne owoce morza nad oceanem. Podsumowując, podróż pełna kontrastów. Tylko jedno się nie zmieniało: LUDZIE. Ci niesamowici, otwarci i gościnni Ekwadorczycy.






Krajobrazy i widoki, niezapomniane. Ludzie, cudowni. A sama droga wzdłuż przepięknych wulkanów, PRZEŚMIESZNA. Mimo wielu godzin jazdy, krętych dróg i tysiąca kilometrów, podróż samochodem po Ekwadorze dostarcza mnóstwo rozrywki. Czasem trzeba poczekać, aż lamy przejdą spokojnie na drugą stronę. Innym razem trochę błądzimy, bo drogi są bardzo słabo oznaczone. No i co chwilę musimy się zatrzymać, bo co 15 minut wręcz krzyczę na Pavlę: „stój, patrz jaki piękny krajobraz”, „zatrzymaj się, chcę zdjęcie w tych chmurach”, „popatrz, rozpogodziło się, widać Chimborazo!!”, itp. itd.






Pierwsze i najważniejsze ostrzeżenie dla osób bez orientacji w terenie: nie wybierajcie się w podróż wzdłuż Ekwadoru bez GPS. Drugie: nie wierzcie znakom, czasem po prostu są pozostałościami po dawnych drogach. Trzecie: nie przejmujcie się, w tym kraju chyba nikt nie wypisuje mandatów. Przynajmniej na to wygląda obserwując zachowanie ludzi na drodze.





Abstrakcyjnie zaczęło się już po wyjeździe z Quito. Droga szybkiego ruchu, 3 pasy w każdą stronę, a przy każdym bocznym zjeździe szereg pomarańczowych słupków. Dlaczego? Żeby nie skręcać w lewo „po ekwadorsku”, tzn. przejeżdżając przez 3 pasy między pędzącymi samochodami. Myślicie że działa? Nie bardzo.. Ekwadorczycy przejeżdżają slalonem między słupkami. Co tu się dziwić, jak nawet mur wybudowany przez władze przy drodze szybkiego ruchu nie przeszkadza pieszym w przechodzeniu (tudzież przebieganiu) przez 6 pasów na drugą stronę. Po pewnym czasie, zamiast przeskakiwać mur, ludzie wykuli w nim odpowiedniej wielkości dziurę. Państwo się rozwija, a ludzie i ich mentalność wciąż ta sama. „Przecież przechodzimy tędy od 30 lat…”- tłumaczą miejscowi (to nic, że nowe przejście nadziemne jest 200 m dalej, a współczesne samochody są coraz szybsze..).



Guayaquil


Guayaquil, miasto portowe. Istny chaos na jezdni. Kierowcy zamiast kierunkowskazu używają klakson (czyt. nigdy nie używają kierunkowskaza i non stop używają klakson). Na niektórych skrzyżowaniach znak „stop” stoi przy każdym wjeździe. Wszyscy się zatrzymują (o dziwo ten znak rzeczywiście respektują) ale chwilę później skonsternowani trąbią na siebie, bo myślą, że to ten drugi ma pierwszeństwo. Istny kogel mogel. I jak tu wierzyć znakom? 

Ogólnie w Ekwadorze jest mnóstwo oznaczeń nieaktualnych, np. „zwężenie drogi” a tu nagle wyjeżdżamy na dwupasmówkę; "uwaga na budowy na drogach", a droga nowiutka i dawno skończona; "ograniczenie do 30 km/h" przy pustej, prostej drodze, "zakaz wyprzedzania" na drodze dwupasmowej itp. itd. Nie dziwmy się więc jak zobaczymy znak „zakaz zatrzymywania się” i sznur samochodów na poboczu. Skąd biedny Ekwadorczyk może wiedzieć czy zakaz jest aktualny? ;)


Santuario Biblian, w drodze do Cuenca


Z oznaczeniem odległości jest podobnie. Wyjeżdżamy z Riobamba, skręcamy w stronę Cuenca, znak pokazuje CUENCA 254 km. Przejeżdżamy 120 km, i widzimy kolejną wskazówkę: Cuenca – 198 km. Wtf?? Liczymy kilometry, zastanawiamy się czy nie zboczyłyśmy z drogi w którymś momencie. No nie.. A więc? Po prostu ktoś zapomniał zdjąć stary znak wskazujący km według starej drogi... Po kilku takich oznaczeniach, przestałyśmy zwracać na nie uwagę. Aż do momentu kiedy rozbawiła nas kolejna wskazówka:  Guayaquil – 5,6 km. Nie sprawdziłyśmy czy rzeczywiście było to 5 i 0,6 km, ale w przypadku Ekwadoru, to bardzo prawdopodobne.


Ingapirca, Ruiny konstrukcji Inków


Do nieaktualnych znaków można się przyzwyczaić. Ale bez wskazówek gdzie skręcić na skrzyżowaniu, ciężko sobie poradzić. I kolejny ekwadorski absurd. Jak mamy kilka dróg do wyboru, często nie pojawia się żaden znak. Ale jak miasteczko jest ważne i znane, to oznaczenie drogi dojazdu mijamy co 50 m, nawet tam gdzie nie mamy do wyboru więcej niż jedną drogę.


Park "Las Cajas"


Droga przez góry to droga przez pustkowie. Mimo to, co chwilę na poboczu widzimy siedzące matki z dziećmi. Wokół nie widać żadnych domów, a one przesiadują w rowie i obserwują samochody. Nie wiem, czy stanowi to rodzaj rozrywki czy zabicia czasu, ale dzieci czasem wybiegają na drogę próbując zatrzymać samochód, żeby wyprosić parę drobniaków i robi się niebezpiecznie. Minęłyśmy też kilka „zaparkowanych” na poboczu samochodów, za którymi położone były gałęzie palmy. Znów nie rozumiałam o co chodzi. Okazało się, że prawie nikt w Ekwadorze nie ma trójkąta ostrzegawczego. Więc jak tu zasygnalizować awarię samochodu na drodze? Zamiast trójkąta kładziemy kilka gałęzi palmy kilkanaście metrów za samochodem. Komicznie to wygląda. I niekoniecznie jest dobrze widoczne na krętych drogach.


nad Oceanem Spokojnym


Pamiętam, jak pierwszy raz jechałam z Pavlą samochodem. Powiedziała mi wtedy, że nie lubi prowadzić w Europie, bo się straaasznie nudzi. Nie rozumiałam dlaczego tak bardzo podoba jej się chaos ekwadorski i stan wiecznej gotowości na awaryjne hamowanie. Teraz już rozumiem. Nigdy tak się nie uśmiałam w drodze jak w czasie podróży wokół Ekwadoru. Szczerze mówiąc, gdyby egzekwowano mandaty za wszystkie „przewinienia” Ekwadorczyków na drodze, byłoby to bardzo bogate państwo. Ale póki co, co tu się dziwić Ekwadorczykom, kiedy przykład im daje sama Policja. Miasto wielkości Białegostoku, mija nas samochód w stylu Punto, a w środku 7 policjantów w kamizelkach odblaskowych. Widoczni z daleka, bez wątpienia. Dlaczego więc ludzie mają przestrzegać przepisy drogowe, skoro nie robi tego nawet policja ;)