1890 km Vitarą 4x4, piękne widoki, różnorodne krajobrazy,
mnóstwo przygód po drodze.. Od podróży w chmurach z baaardzo ograniczoną widocznością (właściwie to nic nie było widać), poprzez ślizganie się po błocie nad przepaścią, aż do spokojnej prostej drogi nad oceanem w piękny słoneczny dzień. Różnica wysokości: od 0 do 4800 m.n.p.m.; temperatury: od
4 do 34 stopni.
Zakwaterowanie: od hostelu nad morzem z wentylatorem wątpliwej struktury i „piszczącym” całą
noc kranem; przez mieszkanie couchsurfera z wielkimi oknami i widokiem na 3
wulkany wokół: Chimborazo, Tungurague i Altar; do willi znajomych bogaczy ekwadorskich z
„służącą”, kosmetykami dla gości i klimatyzacją (niejeden 5gwiazdkowy hotel
blado by wypadł przy tym luksusie).
Jedzenie: od śniadania z widokiem na
wulkan, przez górskie przysmaki mięsne, jak „cascarita” ze świeżo upieczonej
świni zapraszającej z ulicy do „baru/ stodoły” na przekąskę, po przepyszne owoce morza nad oceanem.
Podsumowując, podróż pełna kontrastów. Tylko jedno się nie zmieniało: LUDZIE. Ci niesamowici,
otwarci i gościnni Ekwadorczycy.
Krajobrazy i widoki, niezapomniane. Ludzie, cudowni. A sama
droga wzdłuż przepięknych wulkanów, PRZEŚMIESZNA. Mimo wielu godzin jazdy,
krętych dróg i tysiąca kilometrów, podróż samochodem po Ekwadorze dostarcza
mnóstwo rozrywki. Czasem trzeba poczekać, aż lamy przejdą spokojnie na drugą
stronę. Innym razem trochę błądzimy, bo drogi są bardzo słabo oznaczone. No i
co chwilę musimy się zatrzymać, bo co 15 minut wręcz krzyczę na Pavlę: „stój, patrz
jaki piękny krajobraz”, „zatrzymaj się, chcę zdjęcie w tych chmurach”, „popatrz,
rozpogodziło się, widać Chimborazo!!”, itp. itd.
Pierwsze i najważniejsze ostrzeżenie dla osób bez orientacji
w terenie: nie wybierajcie się w podróż wzdłuż Ekwadoru bez GPS. Drugie: nie
wierzcie znakom, czasem po prostu są pozostałościami po dawnych drogach.
Trzecie: nie przejmujcie się, w tym kraju chyba nikt nie wypisuje mandatów. Przynajmniej na to wygląda obserwując zachowanie ludzi na drodze.
Abstrakcyjnie zaczęło się już po wyjeździe z Quito. Droga
szybkiego ruchu, 3 pasy w każdą stronę, a przy każdym bocznym zjeździe szereg
pomarańczowych słupków. Dlaczego? Żeby nie skręcać w lewo „po ekwadorsku”, tzn. przejeżdżając przez 3
pasy między pędzącymi samochodami. Myślicie
że działa? Nie bardzo.. Ekwadorczycy przejeżdżają slalonem między słupkami. Co tu się
dziwić, jak nawet mur wybudowany przez władze przy drodze szybkiego ruchu nie
przeszkadza pieszym w przechodzeniu (tudzież przebieganiu) przez 6 pasów na
drugą stronę. Po pewnym czasie, zamiast przeskakiwać mur, ludzie wykuli w nim
odpowiedniej wielkości dziurę. Państwo się rozwija, a ludzie i ich mentalność wciąż ta sama. „Przecież przechodzimy tędy od 30 lat…”- tłumaczą miejscowi (to
nic, że nowe przejście nadziemne jest 200 m dalej, a współczesne samochody są coraz szybsze..).
Guayaquil |
Guayaquil, miasto portowe. Istny chaos na jezdni. Kierowcy zamiast
kierunkowskazu używają klakson (czyt. nigdy nie używają kierunkowskaza i non
stop używają klakson). Na niektórych skrzyżowaniach znak „stop” stoi przy
każdym wjeździe. Wszyscy się zatrzymują (o dziwo ten znak rzeczywiście
respektują) ale chwilę później skonsternowani trąbią na siebie, bo myślą, że to
ten drugi ma pierwszeństwo. Istny kogel mogel. I jak tu wierzyć znakom?
Ogólnie
w Ekwadorze jest mnóstwo oznaczeń nieaktualnych, np. „zwężenie drogi” a tu nagle
wyjeżdżamy na dwupasmówkę; "uwaga na budowy na drogach", a droga nowiutka i dawno
skończona; "ograniczenie do 30 km/h" przy pustej, prostej drodze, "zakaz wyprzedzania" na drodze dwupasmowej itp. itd. Nie
dziwmy się więc jak zobaczymy znak „zakaz zatrzymywania się” i sznur samochodów
na poboczu. Skąd biedny Ekwadorczyk może wiedzieć czy zakaz jest aktualny? ;)
Santuario Biblian, w drodze do Cuenca |
Z oznaczeniem odległości jest podobnie. Wyjeżdżamy z
Riobamba, skręcamy w stronę Cuenca, znak pokazuje CUENCA 254 km. Przejeżdżamy
120 km, i widzimy kolejną wskazówkę: Cuenca – 198 km. Wtf?? Liczymy kilometry,
zastanawiamy się czy nie zboczyłyśmy z drogi w którymś momencie. No nie.. A więc? Po
prostu ktoś zapomniał zdjąć stary znak wskazujący km według starej drogi... Po
kilku takich oznaczeniach, przestałyśmy zwracać na nie uwagę. Aż do momentu
kiedy rozbawiła nas kolejna wskazówka: Guayaquil – 5,6 km. Nie sprawdziłyśmy czy
rzeczywiście było to 5 i 0,6 km, ale w przypadku Ekwadoru, to bardzo
prawdopodobne.
Ingapirca, Ruiny konstrukcji Inków |
Do nieaktualnych znaków można się przyzwyczaić. Ale bez
wskazówek gdzie skręcić na skrzyżowaniu, ciężko sobie poradzić. I kolejny
ekwadorski absurd. Jak mamy kilka dróg do wyboru, często nie pojawia się żaden znak. Ale jak
miasteczko jest ważne i znane, to oznaczenie drogi dojazdu mijamy co 50 m, nawet tam gdzie nie
mamy do wyboru więcej niż jedną drogę.
Park "Las Cajas" |
Droga przez góry to droga przez pustkowie. Mimo to, co chwilę na poboczu widzimy siedzące matki z
dziećmi. Wokół nie widać żadnych domów, a one przesiadują w rowie i obserwują samochody.
Nie wiem, czy stanowi to rodzaj rozrywki czy zabicia czasu, ale dzieci
czasem wybiegają na drogę próbując zatrzymać samochód, żeby wyprosić parę
drobniaków i robi się niebezpiecznie. Minęłyśmy też kilka „zaparkowanych” na
poboczu samochodów, za którymi położone były gałęzie palmy. Znów nie rozumiałam
o co chodzi. Okazało się, że prawie nikt w Ekwadorze nie ma trójkąta
ostrzegawczego. Więc jak tu zasygnalizować awarię samochodu na drodze? Zamiast
trójkąta kładziemy kilka gałęzi palmy kilkanaście metrów za samochodem.
Komicznie to wygląda. I niekoniecznie jest dobrze widoczne na krętych drogach.
nad Oceanem Spokojnym |
Pamiętam, jak pierwszy raz jechałam z Pavlą samochodem. Powiedziała
mi wtedy, że nie lubi prowadzić w Europie, bo się straaasznie nudzi. Nie rozumiałam dlaczego tak
bardzo podoba jej się chaos ekwadorski i stan wiecznej gotowości na awaryjne
hamowanie. Teraz już rozumiem. Nigdy tak się nie uśmiałam w drodze jak w czasie
podróży wokół Ekwadoru. Szczerze mówiąc, gdyby egzekwowano mandaty za wszystkie
„przewinienia” Ekwadorczyków na drodze, byłoby to bardzo bogate państwo. Ale póki
co, co tu się dziwić Ekwadorczykom, kiedy przykład im daje sama Policja. Miasto
wielkości Białegostoku, mija nas samochód w stylu Punto, a w środku 7 policjantów
w kamizelkach odblaskowych. Widoczni z daleka, bez wątpienia. Dlaczego więc
ludzie mają przestrzegać przepisy drogowe, skoro nie robi tego nawet policja ;)