środa, 18 maja 2016

Pozytywnie

Trochę ponuro się zrobiło na moim fanpagu a na blogu zapadła długa cisza. Nie ukrywam, że nie był to miesiąc marzeń w Ekwadorze. Trzęsienie, powtórki, gotowość na to że w każdej chwili może być kolejny silny wstrząs... pewnie niejeden Polak się dziwi, że wciąż jestem w Ekwadorze...ale to nie tak że tu strasznie i źle i niedobrze. Jest inaczej, a ja już chyba zaczynam się "zekwadorszczać". Ale o tym innym razem.





 Dzisiaj po raz pierwszy od miesiąca obudziłam się spokojna. Podczas gdy wszyscy inni przeżywali wczorajszy silny wstrząs, dla mnie to był koniec oczekiwania, koniec schizowania się że nastąpi. Szkoda tylko, że mój spokój trwał raptem 4 godziny. Przed 12:00 w pracy kiedy znów się "zaczęło" myślałam że to kolejny psikus mojego mózgu (przypomina to trochę zejście na ląd po sztormie na morzu, długo wydaje się że wszystko wokół się chwieje mimo że tak naprawdę nic się nie dzieje) 

Nikt wokół nie reagował! 

Tak to jest z Ekwadorczykami, ich spokój chyba nigdy nie będzie zrozumiany przez nas, zestresowanych Europejczyków. Dziś w biurze jak zaczęło się coś dziać czego nie mogłam określić (na parterze jak zaczyna trząść nie chwieje się jak na 6 piętrze, po prostu czujesz że coś jest nie tak, ale na początku nie wiesz co), wyszłam na hall który łączy inne 5 biur, a w każdym z nich koleżanki siedziały niewzruszone. Zapytałam więc "trzęsie??" i odpowiedziały "tak" wciąż ze swoim stoickim spokojem. A ja "cooo, co Wy wciąż tu robicie, ja wychodzę...". I wyszłam. Jako pierwsza. Spotkałam na zewnątrz kolegę nauczyciela, którego dawno nie widziałam. Przywitał mnie słowami "heej co u Ciebie?? jak Cię dawno nie widziałem". Nic w tym dziwnego by nie było, gdyby nie fakt że wciąż trzęsło a budynki wokół tańczyły...Ewakuowali nas i po godzinie wróciliśmy do normalności (jako jedni z nielicznych wśród szkół). I od razu powstał mem z udziałem prezydenta i naszego sloganu: "wszystkie zajęcia popołudniowe odwołane w całym kraju. Oprócz tych na Udla, bo świat potrzebuje ludzi którzy kochają to co robią".




- "Nie dziw się, że my za bardzo się nie przejmujemy", powiedział mi znajomy taksówkarz jak rozmawialiśmy o trzęsieniu, "mieszkamy u stóp aktywnego wulkanu, między pięcioma innymi, które co rusz dymią...i śpimy spokojnie. Wstrząsy tego nie zmienią, potrzęsie i przestanie, tak to już u nas jest...". 

Oprócz spokoju, Ekwadorczyk ma swoją dumę. Nie znajdziecie tutaj żebraka sprawnego fizycznie. Żebranie jest dla osób niedołężnych, na wózku, ślepych itp. Ekwadorczyk jest przedsiębiorczy. I w taki sposób w autobusie jadąc rano do pracy mogę kupić wszystko. Babeczki, gumy do żucia, czekoladki, cukierki, płytki z muzyką, fartuszki, poranną gazetę czy obrazek.. Wszystko za dolara. Ostatnio kupiłam łyżki do nakładania sałatki, lodów i zup. Pan nawet zademonstrował, wyginając na wszystkie strony, że się nie łamią. 




Za dolara jest też sok z świeżo wyciskanych pomarańczy. Do tej pory nie było popytu, bo jak tutaj donieść plastikowy kubek z sokiem do pracy i nie pobrudzić się. To kochani Ekwadorczycy wpadli na pomysł butelkowania. Było trochę szumu, że niezdatne do picia bo niepasteryzowane blablabla. Ale powstał kolejny mem a my nie przestaliśmy kupować pysznych świeżych soków, bo skoro nie szkodzi nam sok kokosowy od pana o wątpliwej znajomości zasad Sanepidu na plaży, ceviche czyli danie z surowych owoców morza z wózka bez lodówki w 30stopniowym upale, czy przepyszne pierogi pieczone przez zwykłą gosposię i sprzedawane w autobusie, to co nam może zaszkodzić sok.



Ekwadorczyk jest zaradny i nie przejmuje się bagatelami w stylu biuro podróży które organizuje wyjazd 80 studentów i ma już ok 20 tys dolarów od tych studentów, urząd miejski chce zamknąć. A wszystko przez brak kontroli i niedopatrzenie. No ale po co się teraz denerwować, teraz trzeba jakoś to rozwiązać. Jak? Tego jeszcze nikt nie wie, no ale przecież jakoś się da. Zawsze jest plan D i E, a nawet Z.

Ekwadorczyk nigdy się nie spieszy. chodzi powoli co doprowadza do szału wszystkich obcokrajowców, ale po co ma chodzić szybciej. No dobra, nie jest punktualny, ale nikt nie jest, więc co za różnica.


Któregoś zwykłego dnia, 3 godzinny obiad w czasie godzinnej przerwy na lunch 


Ekwadorczyk zawsze trąbi. Żeby przywitać sąsiada, żeby zwrócić komuś uwagę, żeby pokazać innym że ma dość stania w korku. Ekwadorczyk wita i żegna się całując w policzek. Nieważne czy Cię zna czy dopiero poznał, czy jest dziekanem czy dyrektorem, czy jest w pracy, na ulicy czy w autobusie, czy przywitał się z Tobą 5 minut temu i tylko zamienił grzecznościowo 2 zdania. Buziak zawsze musi być.

Ekwadorczyk... w sumie może trochę źle go nazywam. Bo Ekwadorczyk jest z dżungli, z wybrzeża i z gór. Teraz opisuje tych "górali", ale ci inni są jeszcze bardziej otwarci i sympatyczniejsi. Także kochani, chociażby ze względu na to warto przyjechać na równik. Nawet jak Matka Ziemia ma ostatnio power w tych rejonach. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz